W różnych miejscach (przepisy bhp, system oceny zgodności) pojawia się wymóg przeprowadzenia oceny ryzyka związanego z użyciem maszyny czy też ryzyka na stanowisku pracy. Ocena musi być udokumentowana, o jej wynikach należy poinformować zainteresowanych (pracowników, nabywców) — ale czym w istocie jest ta ocena? Okazuje się, że nie wiadomo. Prawo, z całą stanowczością, nakazuje przeprowadzić… cokolwiek.
Metod oceny ryzyka jest wiele, żadna konkretna nie została jednak wskazana w żadnym przepisie, ani nawet w normie zharmonizowanej z systemem oceny zgodności. Istnieje „prawie norma”, tj. raport techniczny ISO/TR 14121-2 pn. „Safety of machinery. Risk assessment. Part 2: Practical guidance and examples of methods” (Bezpieczeństwo maszyn. Ocena ryzyka. Część 2: Praktyczny przewodnik i przykłady metod), ale i tu znajdziemy jedynie różne metody wskazane jako przykłady, bez żadnych wiążących zaleceń. Co ciekawe, raport podkreśla, że głównym celem oceny jest jej przeprowadzenie. Kto nie wierzy, niech sprawdzi:
The choice of a specific method or tool is less important than the process itself. The benefits of risk assessment come from the discipline of the process rather than the precision of the results.
ISO/TR 14121-2, Wprowadzenie, akapit 2
Oczywiście, celem oceny są też, wymienione w pierwszej kolejności: wskazanie zagrożeń oraz ewaluacja ryzyka (jeśli nie bardzo wiemy co powiedzieć, najlepiej wtrącić jakieś obco brzmiące słowo), a to w tym celu, by ryzyko mogło być zmniejszane. Kiedy zmniejszać, a kiedy uznać za dostatecznie małe — też nie wiadomo.
The purpose of risk assessment is to identify hazards, and to estimate and evaluate risk so that it can be reduced.
ibid.
Metody można podzielić na dwie grupy, nazwijmy je: „naiwne” i „naukowe”. (Jak baca za pomocą barometru określa pogodę? Wystawia barometr za okno i po chwili sprawdza — jeśli jest mokry, to znaczy, że pada deszcz. Można i bez barometru, ale tak jest bardziej naukowo.)
Metody z pierwszej grupy to grafy i tabelki. Określając rozmaite parametry (potencjalne skutki, ekspozycja) w skali mało–dużo (w wersji dla ambitnych: mało–średnio–dużo), otrzymujemy ocenę ryzyka jako wysokie, niskie lub średnie.
Grupa druga wymaga już znajomości arytmetyki, może więc uchodzić za ekskluzywną. Zamiast mało–dużo przyjmuje się wartości np. 1–10, wartości parametrów mnoży się i wynik (w zakresie np. 1–1000) porównuje z tabelą, aby określić poziom ryzyka, np. 100 to ryzyko średnie.
Obie grupy metod są jednakowo arbitralne i zasadniczo równoważne, choć metody „naukowe” mają dla niektórych menedżerów swój cyfrowy urok.
Można też pokusić się o ocenę dokładniejszą. ISO/TR 14121-2 wspomina metodę „ilościową” (Quantified risk estimation, zał. A rozdz. 6), gdzie dla poszczególnych zagrożeń określa się możliwie dokładnie prawdopodobieństwo zdarzenia. Metoda ta wydaje się niedokończona — punktem dojścia, po określeniu prawdopodobieństwa zdarzenia, jest porównanie tego prawdopodobieństwa z innymi znanymi prawdopodobieństwami. Czyli w wyniku oceny dowiadujemy się, że np. na danym stanowisku amputacja palców prawej dłoni zdarza się tak często, jak wypadek ze skutkiem śmiertelnym na autostradzie A4. Można mieć pewien niedosyt.
Metodę tę można jednak naturalnie (co bynajmniej nie oznacza „łatwo”) rozwinąć, określając potencjalne skutki zdarzeń w kategoriach ekonomicznych. Jeśli wycenimy np. zgon na 1.000.000, a amputację dłoni na 100.000 euro (konkretne wartości będą zawsze budzić wątpliwości, ale firmy ubezpieczeniowe wyceniają przecież nasze życie rutynowo), to mnożąc te koszty przez prawdopodobieństwo otrzymujemy konkretną wartość oczekiwaną kosztów wypadku. Taka ocena ryzyka jest już oczywistą pomocą do decyzji biznesowych — np. te zabezpieczenia za 200.000 zwrócą się (statystycznie) po 2 latach.
Ale czy taka precyzyjna ocena będzie stosowana? Można mieć wątpliwości, porównując ocenę ryzyka w sensie bhp z oceną ryzyka w sensie utrzymania ruchu. Ogólnie można chyba podzielić użytkowników na zapobiegających i naprawiających. Ci pierwsi systematycznie wymieniają oleje, paski, podzespoły, zgodnie z zaleceniami producenta maszyny, bo uznają, że awaria i przerwanie produkcji powodowałyby dużo większy koszt. Ci drudzy jadą dopóki maszyna nie stanie, bo uznają, że przerwa na awarię jest tańsza niż suma kosztów przeglądów i związanych z nimi przestojów planowych. Nie zależy to od branży, bo widziałem dwie identyczne maszyny w dwóch różnych zakładach tej samej korporacji, prowadzone według tych dwóch „planów”. W tym wypadku dość łatwo przecież można porównać koszt zapobiegania i koszt napraw ad hoc — a nikt tego nie robi. Może więc i w ocenie ryzyka zawodowego nie warto próbować bardzo precyzyjnie określać ryzyka, bo decyzje i tak będą podejmowane w oparciu o wydajemisię. A jakakolwiek ocena spełni najważniejsze zadania — uświadomi zagrożenia i wypełni przepisy.
Dodaj komentarz