Na grupie Machinery Directive 2006/42/EC (LinkedIn) trwa właśnie gorąca dyskusja, czym różni się CE od UKCA (brytyjski odpowiednik — fork, jakby powiedzieli programiści — naszych wymagań zasadniczych). Na razie niczym poza nazwą, ale już samo to rodzi poważne problemy przy zakupie maszyn, bo deklaracje zgodności UE i UK tymi nazwami się różnią, więc zamieszanie w papierologii wkroczyło na wyższy poziom.
Czy jednak maszyna staje się bezpieczna przez samo tylko przyklejenie do niej takiego czy innego znaku? Przecież producent mógłby odpowiadać za bezpieczeństwo maszyny (przepraszam za ten slang, chodzi oczywiście o bezpieczeństwo użytkownika maszyny) niezależnie od przypiętych do niej literek! Zamiast wszystkich „dyrektyw nowego podejścia” i „systemu oceny zgodności” (kto nie czytał, niech nie żałuje) wystarczyłyby przecież same normy zharmonizowane, ocena ryzyka i sądy powszechne. Wtedy (tzn. gdyby nie było tych bombastycznych, niejasnych i wewnętrznie sprzecznych przepisów) producent odpowiadałby za swój produkt na zasadach ogólnych, a opierając się na normach międzynarodowych mógłby swój produkt oferować na całym świecie.
Widać to jasno choćby po tym, że dyrektywa maszynowa (2006/42/WE) jest praktycznie powtórzeniem normy ISO 12100 (pomijając przepisy ustanawiające rozmaite — w innym razie niepotrzebne — organa i preambułę, zawierającą chyba kompletny stenogram kuluarowych rozmów), a dyrektywa „niskonapięciowa” (2014/35/UE) nie zawiera niczego prócz ogólników. Aby nie być posądzonym o gołosłowność, spróbujmy prześledzić wymagania zasadnicze dla maszyn, czyli istotę dyrektywy maszynowej. W skrócie: maszyna powinna być całkowicie bezpieczna, ale jeśli tak się nie da, to trzeba się przynajmniej… postarać. Kto nie wierzy, niech sprawdzi! Dla ułatwienia przytaczam istotne fragmenty:
Przedsięwzięte środki muszą mieć na celu wyeliminowanie wszelkiego ryzyka w okresie całego założonego okresu eksploatacji maszyny, z jej transportem, montażem, demontażem, unieruchomieniem i złomowaniem włącznie.
dyrektywa 2006/42/WE, zał. I ust. 1.1.2.a akapit 2
Zasadnicze wymagania w zakresie ochrony zdrowia i bezpieczeństwa ustanowione w niniejszym załączniku są obowiązkowe. Jednakże, biorąc pod uwagę stan wiedzy technicznej, osiągnięcie wyznaczonych przez nie celów może nie być możliwe. W takim przypadku, maszyna musi być zaprojektowana i wykonana, na ile to możliwe, z zamiarem zbliżenia się do tych celów.
tamże, zał. I, rozdz. Zasady ogólne, ust. 3
Proszę zwrócić uwagę na użyty w pierwszym cytacie zwrot „mieć na celu” — jasno wskazujący, że cel ten bynajmniej nie musi zostać osiągnięty.
Można jeszcze spojrzeć na wskazany w wymaganiach zasadniczych sposób osiągnięcia owego „zbliżania się” do bezpieczeństwa:
1. Należy ocenić ryzyko, by stwierdzić, „czy wymagane jest zmniejszenie ryzyka, zgodnie z celem niniejszej dyrektywy” (zał. I rozdz. Zasady ogólne, ust. 3 tiret 4). Kryterium dla owego „czy” nie ma, należy więc przyjąć, że jest ono zawarte we wspomnianych celach dyrektywy. Tu jednak następuje zapętlenie, gdyż celem dyrektywy jest:
ustanowienie zasadniczych wymagań w zakresie ochrony zdrowia i bezpieczeństwa w odniesieniu do projektowania i produkcji w celu poprawy bezpieczeństwa maszyn wprowadzanych do obrotu
tamże, Preambuła, 28
Wymagania te stanowią, jak wspomniano wyżej, że:
2. Należy ocenić ryzyko, by stwierdzić, „czy wymagane jest zmniejszenie ryzyka, zgodnie z celem niniejszej dyrektywy”… itd.
Pozostawiam bez komentarza.
Co jest przyczyną tego bałaganu: głupota polityków czy złośliwość urzędników? Zapewne nie da się wykluczyć ani jednego, ani drugiego; przede wszystkim jednak zwróciłbym uwagę na chybioną ideę dyrektyw o bezpieczeństwie wszystkiego. Zamiast ustalać ogólne zasady, prawodawca próbuje opisać wszystko — co się da i czego się nie da, zgodnie ze starą zasadą: co nie jest zakazane, jest obowiązkowe. To po prostu nie może się udać.
(ilustracja ze strony dailymail.co.uk)
Dodaj komentarz